czwartek, 7 lutego 2013

00:00 Kochasz Go!




     Londyn
     11 maja, wtorek


     Biegnę przed siebie, sama nie wiem dokąd. Uciekam przed kimś, chociaż nie wiem przed kim. A może to tylko złudzenie? Zatrzymuję się na moment i odwracam głowę przez lewe ramię. Nikogo nie widzę. Przestrzeń wokół mnie ogarnia niebezpieczna pustka i mgła. Co teraz ze mną będzie? To koniec? Zmęczona długim biegiem klękam na kamiennej posadzce i podpieram się rękami o ziemię, by się nie przewrócić. Nagle słyszę donośne kroki.
     To On. Jego idealna blond grzywka opada mu na czoło. Poprawia ją gestem ręki, by nie ograniczała mu pola widzenia. Wodzi wzrokiem swoich zabójczych, zielonych oczu we wszystkie strony świata tak jakby kogoś lub czegoś szukał. Jest wysoki i dobrze zbudowany, jego oliwkowa karnacja odróżnia go od chłopaków, których spotykam na co dzień.
     Idzie w moim kierunku z tym swoim zniewalającym uśmiechem na twarzy. Z każdym jego krokiem moje serce zaczyna bić szybciej. To chore, ale nie potrafię nad tym zapanować. Jeszcze tylko trzy metry… dwa… jeden. Kiedy mija mnie bez słowa z obojętnym spojrzeniem, opuszczam wzrok. Nie mogę spojrzeć mu w oczy, zbyt wiele bym ryzykowała. Własne życie, a może coś więcej? To uczucie, które się we mnie zbiera, gdy go widzę jest niebezpieczne i w każdej chwili może rozerwać moje serce na kawałki. A tego bym bardzo nie chciała. Podnoszę się z podłogi i podążam wzrokiem za jego znikającą we mgle sylwetką. W pewnej chwili zatrzymuje się i wymieniamy długie spojrzenie. On się uśmiecha, a ja otwieram ze zdziwienia usta. Zauważył mnie w końcu, nie mogę w to uwierzyć. Mierzy mnie wzrokiem i mocno ściska naszyjnik, który wisi mu na szyi. Srebrny okrągły zegarek. Patrzy na niego, a potem przenosi swój wzrok znowu na mnie.
     - Już północ – odzywa się niemal szeptem i znika spowity mgłą.



     Otwieram gwałtownie oczy. To był tylko sen. Nic więcej. Jedynie wytwór mojej wyobraźni. Ciekawi mnie jednak dlaczego śni mi się to samo już po raz trzeci. Może to jakiś znak?
     Podnoszę się do pozycji siedzącej i spoglądam na elektroniczny zegar na półce.
     - Północ… - szepczę sama do siebie.
     Chowam twarz w dłoniach i wracam do pozycji leżącej, by znów spróbować zasnąć. Jednak mi się to nie udaje. Wstaję z łóżka i na wyczucie szukam w ciemnościach moich puchowych kapci. Zakładam je i podchodzę do szafy. Wyjmuję z niej wszystkie wieszaki z ubraniami, przekopuję się przez stos czapek i szalików, aż w końcu znajduję to co nie daje mi spać.
     Srebrny, kieszonkowy zegarek.
     - Taki sam jak we śnie… - stwierdzam szeptem i delikatnie unoszę okrągłe wieczko do góry.
     Na dywan wypada niewielka karteczka, którą wkładam do kieszeni moich spodni od dresu. Teraz ważniejszy jest dla mnie sam zegarek. Jego dwie czarne wskazówki łączą się ze sobą, pokazując godzinę 00:00. Jak długo ta północ już trwa?
     Otwieram pogiętą karteczkę, ale przez brak światła w pomieszczeniu jestem zmuszona zapalić lampkę nocną, by cokolwiek przeczytać.
      

00:00 - Kochasz Go!
01.01 - Myśli o Tobie!
02.02 - Śni o Tobie!
03:03 - Lubi się z tobą drażnić!
04:04 - Lubi Cię!
05:05 - Śni nie o Tobie!
06.06 - Kocha Cię!
07:07 - Pragnie Cię!
08.08 - Obserwuje Cię!
09.09 - Zobaczysz Go!
10.10 - Szatyn myśli o Tobie!
11.11 - Smutny jest, gdy Cię nie ma!
12.12 - Spotkanie!
13.13 - Nowa znajomość!
14.14 - Jest zakochany!
15.15 - Brunet Cię kocha!
16.16 - Będziecie razem!
17.17 - Jest niewierny!
18.18 - Ma drugą!
19.19 - Ukrywasz uczucie!
20.20 - Rozmowa!
21.21 - Lubi, gdy na niego patrzysz!
22.22 - Podobasz mu się!
23.23 - Jest zainteresowany!

               

     - Co ta ma być? – dziwię się i jeszcze raz sprawdzam znaczenie godziny 00:00. - Kochasz Go Adrienne, nie oszukuj się już dłużej.
     Tylko kogo tak naprawdę kocham? Chłopaka ze snu? Z mojej wyobraźni? Możliwe, że tak. W końcu idealni ludzie z naszej wyobraźni istnieją w naszych snach. Ciekawe, czy On istnieje naprawdę… To bezsensu. Ten sen to przypadek – mówi mi jeden z głosów w mojej głowie. Przyśnił ci się już trzeci raz, to musi coś znaczyć! – odpowiada drugi. Nie mam najmniejszej ochoty słuchać ich kłótni. Muszę sobie przypomnieć kiedy dostałam ten zegarek. Wydaje mi się, że mam go od wieków.
     Nie mogąc skojarzyć go z żadnym wydarzeniem, zrezygnowana opadam na łóżko i odpływam do krainy Morfeusza. Tym razem nic mi się nie śni.




~*~



     12 maja, środa

     Po wykonaniu porannej toalety siadam przed lustrem w moim pokoju, które znajduje się obok okna i zaczynam rozczesywać swoje złote, kręcone włosy. Zamyślam się na moment i postanawiam spleść je w luźny warkocz, a grzywkę spiąć niebieską wsuwką, która podkreśli błękit moich oczu. Tak uczesana i ubrana w luźną turkusową koszulę i szare rurki opuszczam moje królestwo.  
     Schodzę do kuchni na śniadanie z naszyjnikiem w ręce, cały czas o nim myśląc. Przekraczając próg pomieszczenia, zakładam go na szyję. Siadam przy stole naprzeciwko mojej matki. Po mojej lewej siedzi moja siostra Vicky, a po prawej nasz ojciec. Jem croissanta i popijam go mlekiem. Nie wiem jak zacząć temat zegarka, na szczęście Victoria mi to ułatwia.
     - Co tam masz? – pyta i lustruje wzrokiem srebrny przedmiot.
     - Właśnie miałam pytać… pamiętacie skąd mam ten zegarek?
     - Dostałam go kiedyś dawno temu od mojej babki – oświeca mnie mama – Ja dałam ci go, gdy ukończyłaś dziesięć lat - dodaje.
     Czyli mam go już siedem lat. W takim razie dlaczego dopiero teraz nawiedzają mnie takie sny? To musi coś znaczyć. Te wróżby z kartki też. Czy to odpowiedni moment  na jakieś nowości w moim życiu? Co takiego się wydarzy? Tak wiele pytań bez odpowiedzi obija się o moje myśli. Chyba zaraz zwariuję...
     - Dri? – strzela mi palcami przed oczami Victoria.
     - Tak? – odpowiadam jej pytaniem.
     - Może się pospieszysz? Nie chcę się znowu przez ciebie spóźnić – oznajmia i odkłada swój talerz i pusty kubek do zmywarki.
     - Już, już… spokojnie. Dzisiaj będziemy nawet przed czasem – upewniam ją i z pośpiechem przeżuwam ostatni kawałek rogala.
     Zakładam na ramię czarno białą torbę, wiążę adidasy i doganiam siostrę, która stoi już przed domem.
     - Dłużej się nie dało? – narzeka z grymasem na twarzy.
     - Co ci się tak spieszy? – posyłam jej pytające spojrzenie – Umówiłaś się z kimś czy co?
     - Głodnemu chleb na myśli – odpowiada z przekąsem i teatralnie przewraca oczami – Muszę przepisać od kumpla referat – oświeca mnie.
     - Referat? W niecałe piętnaście minut? – dziwię się – Życzę powodzenia.
     - Nie dziękuję – mówi i rozgląda się w kierunku, z którego powinien lada moment nadjechać szkolny autobus. Jednak to nie następuje przez kolejne pięć minut. Patrzę na siostrę, która ze złości zaciska pięści.
     - A co jeśli dzisiaj nie przyjedzie? – pytam.
     - Na pewno nie przyjedzie – słyszę znajomy głos za plecami i automatycznie się odwracam.
     To Jake, szkolna gwiazda. Jeszcze tego zarozumiałego dzieciaka mi tu brakuje. No ok, ma te siedemnaście lat, ale rozumowaniem nie wyprzedza nawet mojej młodszej siostry.
     - Co ty tu robisz? – mierzę go wzrokiem – Nie powinieneś jechać teraz do szkoły swoim słynnym Lamborghini Aventador LP700-4? – pytam z sarkazmem. Pewnie się dziwicie, że znam pełną nazwę jego samochodu, też nie mogłam w to uwierzyć, że to zapamiętałam. Ale kiedy ktoś coś powtarza dwadzieścia cztery godziny na dobę, to trudno o tym zapomnieć.
     - Wczoraj zawiozłem moją miłość do warsztatu wuja, żeby mi wymienił opony – odpowiada rozmarzony.
     Przyglądam mu się do momentu, kiedy moją skórę niespodziewanie przeszywają dreszcze i tu niestety nie chodzi o zmianę temperatury. Przez kilka sekund wpatrywania się w Jacoba uświadamiam sobie jak bardzo jest podobny do chłopaka z mojego snu. To jakiś znak? A może ta wróżba z północy ma się spełnić i się w nim zakocham? O nie… tylko nie to. Tylko nie on.
     - Skąd wiesz, że autobus nie przyjedzie? – dopytuje Vic i tym samym przerywa moje przemyślenia.
     - Kierowca ma złamaną nogę. Spotkałem go wczoraj w szpitalu… - urywa w pół zdania.
     - Po co byłeś w szpitalu? – pytam, ale blondyn mnie ignoruje i zmienia temat.
     - Idziecie do szkoły?
     - No raczej – odpowiada Vicky.
     - To dlaczego stoicie? – unosi do góry jedną brew.
     - Chcesz z nami iść? – dziwię się – Przecież nie należymy do twojej, jak ty to mówisz zacnej paczki – stwierdzam obojętnym tonem.
     - Nigdy nie wyrażałyście takiej potrzeby – odpowiada – A poza tym.. jak chcecie. Mogę tu postać i poczekać, aż się oddalicie, żebym mógł iść dziesięć metrów za wami – dodaje.
     - To będzie idiotycznie wyglądać – stwierdzam.
     - Wow, wreszcie zrozumiałaś. Muszę cię pochwalić… - mówi ze śmiechem – Potrafisz używać wyobraźni – dodaje z sarkazmem.
     - Muszę ci dopisać sto punktów do spostrzegawczości – odparowuję i zaczynam iść przed siebie, moja siostra robi to samo.
     - Czekajcie na mnie! – podbiega do nas.
     - A co będziemy z tego mieć? – posyłam blondynowi pytające spojrzenie.
     - Wszystkie dziewczyny przed szkołą będą wam zazdrościły, że ze mną przyszłyście – oświeca nas.
     - Ogarnąłbyś czasami swoją skromność Griffin – patrzę na niego ze współczuciem. Za dużo mu się o sobie wydaje.
     - Daj spokój Dri – szturcha mnie w ramię.
     - Ej! – protestuję – To zdrobnienie tylko dla przyjaciół.
     - Więc zostańmy przyjaciółmi – oferuje na jednym wdechu, na co odpowiadam mu tajemniczym uśmiechem. Sama nie wiem co o tym myśleć.
     Przez dalszą drogę do szkoły Jake próbuje dotrzymać nam kroku, ja w tym czasie rozpatruję jego propozycję. Czy to aby na pewno dobry kandydat na przyjaciela? Co powie Eddie, kiedy się o tym dowie?



Halo, ziemia? Tu Londyn ;D
No to startujemy z tym opowiadaniem ;>
Napiszcie co sądzicie w komentarzu, a jeśli chcecie bliżej poznać bohaterów odsyłam Was do zakładki "Bohaterowie" na górze.
Mam nadzieję, że ta historia Wam się spodoba ;)
Już niedługo kolejne bohaterki i bohaterowie z Polski i Holandii


min. 6 komentarzy = nowy ;]